No może tytuł posta jest lekko przesadzony, ale fakt... spędziłam nad tym projektem dobrych .....dziesiąt godzin. Wszystko zaczęło się od wszechobecnego, nieokiełznanego, atakującego mnie codziennie bałaganu na stole, przy którym coś tam sobie wieczorami kleję. Niektórzy wiedzą w jakich warunkach mieszkam (25m2 z mężem i psem) i że każdy wolny centymetr mojego mieszkania jest bezcenny. Kiedy część przydasi zsunęła się na ziemię, w końcu powiedziałam dość i zaczęłam projektować szafeczkę na miarę własnych potrzeb, pomierzyłam, policzyłam, godzinami rysowałam, modyfikowałam i kupiłam tekturę o grubości 2,5 mm. Ucięcie nożem do tapet jednego kawałka nie sprawia problemu, ale ponad stu kawałków? teraz taka myśl mnie przeraża, ale wtedy nie wiedziałam za co się zabrałam, więc dzień po dniu, z 40 cm linijką, zapasem kleju i noży zabrałam się za cięcie elementów szafeczki. Na początku wszystko wyglądało na 3 dni pracy i... przeciągnęło się do 3 tygodni (z dużymi przerwami na moją pracę zawodową i dwa inne projekty, które ogarnęłam w tym czasie). Wybaczcie jakość pierwszych zdjęć, ale wtedy nie myślałam, ze je opublikuję.


Zaczęło się klejenie, a nawet modyfikacja obliczeń, bo wszystko musiało zgadzać się do 0,5 mm (co wymuszała grubość zakupionej tektury). Krawędzie każdej tekturki wygładziłam kostką z papierem ściernym, a jak już udało mi się skleić całość, przeszłam do etapu nocnego malowania brzegów i innych newralgicznych punktów, a potem do oklejania dawno upatrzonym, zakupionym w ilości 22 szt.
papierem Galerii Papieru. Przy bardzo rozsądnym rozcinaniu, jednak i ta ilość okazała niewystarczająca. Boki szufladek na dzień dzisiejszy pozostały nieoklejone, jednak zamierzam je ostatecznie pomalować, natomiast z odpadu, który mi pozostał zbudowałam dodatkowy element szafki, o którym za chwilę... zdjęcia oczywiście nocne ;)





Po kilku zarwanych nocach, dziś o godzinie 2:30 zakończyłam pracę i nie mogłam usnąć... przez ponad pół godziny stałam, przekładałam i patrzyłam na moją szafeczkę - przybornik - wybawienie od bałaganu :) w końcu rozsądek wziął górę i padłam, by rano od nowa przekładać, patrzeć i w końcu zrobić zdjęcia.
Początkowo myślałam, że jestem skazana na typowo rustykalny charakter szafki, ale za nic nie chciałam w niej ani kwiatowych ani koronkowych wzorów. Ostatecznie szufladki okleiłam kolorowym kolażem, który w 100% trafił w moje serce, bo nadał jej lekko nowoczesnego i ciekawego charakteru. Kolejne cięcie tektury, resztki papierów i rano pośpiesznie przycięty wałek stworzyły nadstawkę na taśmy washi, na którym ostatecznie udało mi się umieścić 90% moich zbiorów. Wymiary szafki to 70x36x17 cm - tektura jest dość ciężka, szafka bardzo stabilna, wszystkie półki wyjmowane, a nadstawka na taśmy ściągana.
Uwielbiam te sentencje! od razu mam ochotę do działania :)
A oto co udało mi się zmieścić w mojej szafeczce:
- wszystkie zbiory papierów 15x15 oraz kart do PL
- wszystkie farby, media i zestaw do tuszowania (oprócz mgiełek mieszkających w innej szufladzie) i kilku rzadziej używanych tuszy)
- cały mój zbiór foremek i masy plastycznej oraz pudełko gotowych z niej elementów
- dodatkowe, kolorowe pudełka, które mieściły w sobie bałagan, a teraz je na nowo zagospodaruję
- 65 taśm washi
A teraz rozmieszczenie przydasi i efekt końcowy... TA DAAAM!
Po usunięciu tła, kawałek mojego kącika prezentuje się tak:
i to nic, że poza kadrem potykam się o te wszystkie inne pudła ;) jak trochę odpocznę od cięcia tektury i z palca zniknie bąbel, pomyślę o zrobieniu przybornika na pędzle, nożyczki i inne narzędzia.
Dziękuję, że odwiedziliście mnie dzisiaj :)
Szczęśliwie moją pracę zdążę jeszcze zgłosić na wyzwania: